środa, 13 stycznia 2016

Tajemnice Uru.






Ahadi bardzo polubił swoją nową znajomą. Każde wolne chwile od nauki spędzał z Uru, która z czasem stała się jego najlepszą przyjaciółką. Na radosnych zabawach i rozmowach przebyli całe dzieciństwo. Lew nie mógł zrozumieć, jak można było żyć bez rodziny. Zawsze gdy próbował dowiedzieć się czegoś więcej, lwica zmieniała temat. Ahadi miał zamiar poznać Uru z jej rodziną. Więc gdy tylko wzeszło słońce, pobiegł prosto do ich tajnej kryjówki.
- Hejka! - Uśmiechnął się wsadzając głowę w jedną ze szpar.
- Ooo, cześć... Co tak wcześnie? - spytała, powoli wstając z posłania.
- Chodź, mam dla ciebie niespodziankę! - Ochoczo oznajmił.
Lwica zaintrygowana zamiarami przyjaciela wyszła i zgodziła się by zamknąć oczy, a on ją poprowadzi. Była urodzoną optymistką, więc uwielbiała niespodzianki. Próbowała się dowiedzieć czegoś więcej o sekrecie kolegi, jednak Ahadi milczał jak grób. Minęło około 20 minut nim doszli na miejsce, ponieważ lew musiał uważać, by Uru z zamkniętymi oczami nie potknęła się o żaden kamień bądź wpadła w dziurę. Zbliżając się do lwiej skały, nagle lwica się zatrzymała. Poczuła lekko wilgotną glebę oraz bujną trawę pod łapami.
- Ahadi, nie mów mi nawet, że ośmieliłeś zaprowadzić mnie do...
- Tak! Możesz już otworzyć oczy! - powiedział uradowany.
Uśmiech zniknął z pyska Uru. Stała w osłupieniu, ale jednocześnie poczuła ukłucie w sercu. Z tym miejscem wiązało się wiele wspomnień, a niektóre wolałaby zapomnieć. Lew widząc zakłopotanie przyjaciółki wskazał jej kamienistą drogę, którą zaczęła mimowolnie podążać. Kiedy znaleźli się już na górze, lwica usiadła, czekając na dalszy bieg wydarzeń. Tymczasem przechadzająca się przyjaciółkami siostra Ahadiego, zauważyła nową lwicę. Opuściła przyjaciółki i podbiegła do niej.
- Ty! Co ty tutaj robisz co? Brat, śmieci przyniosłeś z powrotem do domu?
- Zostaw ją, Safura! - warknął ostrzegawczo lew, stając w obronie przyjaciółki.
- Pff... Bo co mi zrobisz? Jesteś przyszłym królem, może czas zadawać się z lwami swojego pokroju?
 Przerażona Uru obserwowała kłótnie braci. ,,Przeze mnie są same kłopoty'' - pomyślała i ze smutkiem wycofała się w kierunku jej schronienia. Ahadi był tak zajęty kłótnią z Safurą, że nawet nie zauważył, że Uru znikła. Gdy już się zorientował że jej nie ma, pobiegł w kierunku jej skrytki. Znajdowała się już w połowie drogi gdy ją dogonił. Ciężko oddychała. Odwróciła się w jego kierunku i powiedziała.
- Z tym miejscem wiąże mi się wiele wspomnień... To tutaj zginął mój ojciec. Wyłącznie z winy króla.
Lew wstrzymał oddech, a Uru widząc jego zakłopotanie, lekko się uśmiechnęła i powiedziała.
- Kiedyś opowiem ci więcej. Jednak nie dzisiaj. Jeszcze nie...

środa, 6 stycznia 2016

Nowy rozdział w życiu Vitani (cz.3)




Kopa i Vitani nie mogli uwierzyć w diagnozę Rafikiego. Wracając do domu unikali kontaktów wzrokowych i zaszyli się w swoich częściach jaskini. Jednak cisza którą wypełniała się jaskinia nie mogła trwać długo. Po chwili lwica usłyszała ciche westchnięcie i powoli odwróciła łeb. Kopa oznajmił:
- No trudno, chyba będzie nam dane wychować to dziecko - i uśmiechnął się.
Vitani czule polizała swojego małżonka. Jednak czarne myśli zaćmiły jej umysł. Ojciec zostawił ją razem z matką, i  nigdy go nie poznała. Wyobrażała go sobie jak trochę starszą siebie z grzywą, jak była dzieckiem. Miała nadzieję, że Kopa zostanie lepszym tatą i nigdy jej nie opuści. Nazajutrz Vitani czuła się już lepiej, więc postanowili wspólnie podzielić się wesołymi wieściami z ich rodziną. Kiara zauważyła ich i szybko podbiegła dopytując się lwicy, czy wszystko dobrze i czy chce pójść na następne polowanie.
Kopa uśmiechnął się porozumiewawczo do Vitani i wspólnie wyjawili jej prawdę o jej stanie zdrowia. Kiara strasznie się ucieszyła, po czym ściągnęła resztę rodziny. Kion, który wówczas nie miał nawet jeszcze grzywki, od razu poszedł do swoich przyjaciół powiedzieć im, że zostanie wujkiem. Simba zrobił wielkie i oczy i spytał w niedowierzaniu:
- Czyli, ja będę dziadkiem?
Para pokiwała znacząco głowami. W ciągu następnych dni, guz Vitani znacznie zmienił swoje rozmiary. Co prawda lwica twierdziła że ma się świetnie, jednak na pierwszy rzut oka było widać, że nie jest pewna czy zdoła unieść taki ciężar. Kopa starał się jej we wszystkim pomagać, co jednocześnie również było trudne, mając na głowie królewskie obowiązki. Pomimo tych trudności, starali się wykorzystywać wolne chwile, póki jeszcze nie mają na łbach dzieci. Spacerowali po nizinach lwiej ziemi, pluskali się w jeziorze, opowiadali sobie historie. Vitani po części cieszyła się z ciąży, jeszcze nigdy w życiu nikt nie zwracał tak na nią uwagi. To było bardzo przyjemne uczucie. Pod koniec lwica już z coraz większym trudem się podnosiła, i częściej uskarżała się na bóle kończyn. Kopa wiedział, że już niedługo zostanie ojcem, jednak trudno mu było przyjąć tą wiadomość to siebie. Tęsknił za latami pełnej beztroski, nawet za tamtą ucieczką przed Zirą. Dane mu było poznać tyle miejsc, spotkać tyle lwów. A teraz ma siedzieć i zajmować się lwiątkami? Simba widział wyraźnie obawy syna, więc pewnego dnia zdecydował się z nim porozmawiać.
- Kopa, rozumiem że ciągnie cię życie uciekiniera, ale mając potomstwo, również możesz ganiać się z Vitani i spędzać wspólnie czas. Pamiętaj że możesz liczyć na pomoc moją i Nali.
- Jasne, będę pamiętał... - powiedział Kopa bez entuzjazmu, po czym wymijająco pomaszerował na lwią skałę. Położył się obok swojej żony i zmrużył oczy. Nagle zbudził go wrzask Vitani.
- Auua! Boli, boli!
Wszystkie lwy przybiegły zobaczyć co się dzieje. Nala kazała Kopie przywołać Rafikiego. Lew pędem pobiegł do starego szamana, czując wiatr w grzywie. Ta zawrotna prędkość przypomniała mu o czasach ucieczki. Jednak nie rozpamiętywał tego długo. Szybko powiedział pawianowi co się stało, i razem pobiegli w kierunku lwiej skały. Rafiki kazał wszystkim lwom się rozejść. Podczas porodu nie było nic słychać.
Po kilku minutach szaman zaprosił Kopę. Zauważył dwa urocze lwiątka wtulone w sierść Vitani. Zawsze miał dużo do powiedzenia, jednak czuł, że zabrakło mu języka w gębie. Lwica zauważyła męża i przytuliła się do niego. Oznajmiła, że to dziewczynki.
- Nazwijmy je... Jana i Kali. - zaproponował Kopa.

wtorek, 5 stycznia 2016

Nowy rodział w życiu Vitani (cz.2)




Po oficjalnym ślubie Vitani i Kopy  (oraz przy okazji ogłoszeniu tego, że żyje) para miała bardzo dużo czasu dla siebie. Każde dnie spędzała na wspólnych przechadzkach, polowaniach oraz przeszukiwaniu krainy. Kovu bardzo szybko zaprzyjaźnił się ze swoim szwagrem i razem lubili się udawać na robienie ,,różnych męskich rzeczy'', natomiast Kiara,  która bardzo cieszyła się ze związku brata, zaprosiła Vitani na swoje południowe polowanie. Lwica była ciekawa czy potrafi lepiej polować od niej. W końcu zapadła w stan błogiego snu.  Kiedy wzeszło słońce Vitani dojrzała ranne promienie i zerwała się z legowiska, nagle poczuła ogromny, przeszywający ją ból. Wyczuła małego guza pod podbrzuszem.
- Dobrze się czujesz? - Zaniepokoił się Kopa - Może lepiej zostań w domu, Kiara zrozumie...
- Nie traktuj mnie jak małą lwiczkę! - Parsknęła. - Dam sobie radę, nie zawiodę jej zaufania.- Powiedziała Vitani, chociaż czuła, że jest jej słabo i raczej długo nie pociągnie.
Wolno zeszła na dół i doczłapała się do miejsca spotkania. Kiara już czekała nad nią. Po szybkiej wymianie zdań lwice zaczęły skradać się do najbliższego stada zebr. Złocista trawa zabawnie smyrała nozdrza, ale Vitani umiała doskonale poczuć nawet malutki kamyk w ziemi. Kiara dała znak, by atakować. Ale lwica momentalnie zwinęła się z bólu i upadła na ziemię, robiąc przy tym hałas który spłoszył stado zebr.
- Vitani! Nic ci nie jest? - głosy które słyszała coraz bardziej cichły w jej głowie. Zbudziła się dopiero w nieznanym jej miejscu, które łudząco przypominało gałąź. Odwracając głowę w lewo dostrzegła zakłopotany łeb Kopy, który widząc że Vitani się ocknęła uśmiechnął się kojąco w jej stronę. Lwica wiedziała że uśmiech męża działa na nią jak najlepsze lekarstwo. Spróbowała wstać ale nagle pawian podbiegł do niej, karząc jej natychmiast się położyć. Posłusznie wykonała jego rozkaz, jednak widać było że jest zdziwiona. Kopa wytłumaczył jej wszystko:
- Kochanie, jesteśmy tu, ponieważ zasłabłaś na dzisiejszym polowaniu. Kiara bardzo się zmartwiła więc zaniosłem cię do miejscowego szamana, pawiana Rafikiego. Proszę, leż na razie spokojnie.
Vitani zachmurzyła się. Jest wojowniczką, nikt nie będzie jej kazał leżeć. Może robić to co chce. Nagle pawian dotknął jej guza. To podziałało rażąco. Lwica warknęła z bólu. Stary Rafiki zamyślił się.
- I co, wyjdzie z tego? - spytał Kopa.
- Tu nie ma z czego wychodzić - uśmiechnął się szaman - będziecie mieli dziecko!
- Dziecko?!  - Kopa i Vitani krzyknęli jednocześnie.

Nowy rozdział w życiu Vitani (cz.1)




Kopa, po swoich długich i wręcz wymęczających przygodach postanowił pozostać na lwiej ziemi. Wszyscy radośnie go powitali, zwłaszcza Vitani. Nowa lwica w stadzie długo nie mogła się zadomowić. Cały czas na myśl przychodziły jej straszne wspomnienia z czasów gdy żyła jej matka. Podążały za nią jak cień, w chwilach gdy zaczynała wątpić w swe umiejętności. Wiadomość że Kopa wrócił bardzo ją uszczęśliwiła. Widząc go z lwiej skały na dole z rodziną, prędko z niej zbiegła rzucając się na niego z uśmiechem. Pomimo że wszyscy spuścili dziwnie wzrok, Kopa i Vitani nie mogli przestać cieszyć się swoim wzajemnym towarzystwem. Lew był ogromnie uradowany widząc starą przyjaciółkę z czasów dzieciństwa. Uwielbiali bawić się razem, wskakiwać do jeziora, przeżywać przygody, a jednocześnie wyczekiwać kolejnych spotkań, albowiem ich rodziny był bardzo skłócone ze sobą. Teraz mając przed sobą wolną przyszłość, mogli robić co im się żywnie podoba. Zaraz po uroczystemu ogłoszeniu powrotu Kopy, poszedł on spędzać czas z rodziną, natomiast Vitani cicho przycupnęła w kącie jaskini czekając na dalszy bieg wydarzeń. Wszędobylska cisza dawała się lwicy we znaki.  Myślała o jej dalszym losie, o tym co jutro będzie robić,  i czy Kopa kiedykolwiek odczepi się od tej gadki  i wyjdzie do niej?! Znudzona wolno upływającym czasem, podążała krętą ścieżką wzdłuż rzeki cicho nucąc pod nosem. Małe świetliki latające w powietrzu oświetlały jej wieczorny spacer. Lekko stąpając po piasku czuła magiczną aurę wiszącą nad tym miejscem. Cichy szum wody uspokajał jej myśli. Nagle zatrzymała się.Wśród nocnej ciszy usłyszała cichy szelest zza krzaków...
- Bu! - niespodziewany okrzyk i skok wystraszył Vitani która się przewróciła. Blask księżyca uświadomił jej, że ma przed sobą Kopę.
- Nie nudziłaś się? - spytał rezolutnie.
- W ogóle! - uśmiechnęła się drwiąco - Musiałeś mieć naprawdę dużo do gadania że tyle czasu ci na tym zeszło...
Kopa widząc, że mina Vitani zaczyna lekko rzednąć szturchnął ją i powiedział.
- Jesteś ciekawa moich wysnutych opowieści? Chętnie ci je opowiem!
Lwicy od razu powrócił dobry humor. Spacer w dobrym towarzystwie jest znacznie lepszy. Kopa opowiadał o tym, gdzie trafił po ucieczce przed Zirą, kogo poznał, czego się nauczył... Vitani z niedowierzaniem słuchała tych wszystkich cudownych opowieści, a w świetle księżyca wydawało jej się, że jej przyjaciel niesamowicie się zmienił. Z małego lewka i jego lichej czupryny miała przed sobą prawdziwego mężnego lwa. Kopa był niesamowicie wyrozumiały i odważny. Poza tym jego ciepły głos oraz zabawne dowcipy którymi ją raczył sprawiały, że z chwili na chwilę wydawało jej się że coś do niego czuje. On też jednak nie był bez winy. Vitani wydawała mu się niesamowicie sprytną oraz szczerą lwicą. Jej oczy, były głębokie i mocno niebieskie.  Lew widział wyraźnie że niegrzeczna dziewczynka którą udaje Vitani, tak naprawdę kryje za sobą łagodną i romantyczną duszę.
- Może przystańmy na chwilę - stwierdził wybierając wygodne miejsce na trawie.
Lwica posłusznie przystanęła. Kopa westchnął głęboko i rzekł:
- Em... Vitani, wiesz, z tej perspektywy wyglądasz zupełnie inaczej niż jak byliśmy dziećmi...
- Ty również. - odpowiedziała lwica błądząc wzrokiem. - Kopa, ja chyba...
Nie zdążyła dokończyć zdania gdyż lew pocałował ją. Vitani zarumieniła się a po chwili wtuliła w gęste futro Kopy. Nie trzeba było im już nic do szczęścia. Mieli siebie nawzajem.




środa, 2 września 2015

Dzień z życia Kiona.




Ranne promyki słońca opromieniły całą krainę, budząc powoli wszelkie gatunki zwierząt do życia. W tafli wody nad wodopojem powoli zaczęło odbijać się mieniące pomarańczem, żółcią i czerwienią niebo. Jasne światło dotarło również nad lwią skałę budząc jedno z lwiątek. Małego księcia Kiona. Powoli otworzył oczy, przeciągnął się i spojrzał, czy ktoś już wstał. Niestety, jego siostra Kiara drzemała w najlepsze, podobnie Simba i Nala. Jest jeszcze jednak cień szansy, bo nie widać ani Kovu ani Kopy. Pełen energii Kion optymistycznie przeskakiwał przez śpiące lwy, próbując dostać się do wyjścia. Niestety, potknął się o jedną z łap i z hukiem wylądował na ziemi. Książę wymruczał coś pod nosem, po czym zszedł na dół. Na miejsce spotkań wszystkich lwic. Uśmiechnął się pod nosem, uniknął wczorajszej kąpieli, jednak nie był pewien czy dziś mu się upiecze. Skoczył na jedną z pobliskich skałek, na której zwyczaj miała odpoczywać jego babcia, Sarabi. Rozglądając się dumnie po całym królestwie opromienionym słońcem, wypatrzył dwie postacie zmierzające w kierunku rzeki. Ciekawski Kion prędko zebrał się i popędził w tym kierunku. Im szybciej biegł, tym szybciej słońce szybowało ku górze, i nim dotarł, zrobiło się już całkowicie jasno.
Po chwili dotarcia schował się za krzakiem rosnącym w pobliżu. Dało się słyszeć głosy:
- Gdybyś nie zaczął nie doszłoby do tego!
- Drętwiaku, czasem trzeba się trochę zabawić! Na prawdę, nie wiem jak twoja żona z tobą wytrzymuje...
 - Dobra, ale ja nie będę za to odpowiadał.
- Albo poniesiemy konsekwencje razem albo wcale. Co szwagier?
Książe znacząco posuwał się bliżej w stronę nadchodzących głosów, aż nagle wypadł z krzaków wprost pod ich łapy. Kopa natychmiast rozpoznał swojego brata, ale wydawał się tak samo zaskoczony jak on.
- Kion! Jest wczesna godzina, powinieneś...
- Daj spokój Kopa, dzieciak musi się trochę zabawić. - odezwał się Kovu.
- No właśnie! - Kion poparł to stwierdzenie. - A teraz, o czym gadaliście?
- Pff, przed chwilą to ty byłeś nudziarzem - parsknął Kopa - O niczym.
Książę spojrzał błagalnie na starszego brata, który jednak zdawał się go nie dostrzegać. Kovu jednak żal zrobiło się młodego,  po czym wskazał nieokreślony kierunek łapą, najwyraźniej pokazujący...
- O kurka! - pisnął Kion - Złamaliście laskę Raf..
- Cii! - Kovu zakrył mu usta - Nie mów tego, jeszcze się dowie.
- I tak prędzej czy później się dowie - Kopa chodził zdenerwowany w miejscu. - Co tu robić??
- Może zwal na kogoś? - zaproponował książę.
Kovu i Kopa popatrzyli na siebie z ironicznym uśmiechem po czym zwrócili się do Kiona.
- Poczekaj tu! - I odbiegli w kierunku drzewa Rafikiego. Tumany kurzu zakryły małemu Kionowi oczy i drapały w gardle. Wykonał krok do tyłu by pozbyć się uporczywego domu, gdy poczuł pod łapą śliski i mokry kamień. Nim się obejrzał szybko postawił na nim drugą łapę i z wielkim pluskiem wpadł do wody. Prędko wynurzył się i zaczął szybko oddychać, gdy nagle zauważył że prąd rzeki ciągnie go ku lwiej skale.
Przy okazji, zauważył że lwice wyruszyły już na polowanie! Ach, tak bardzo chciał pomóc swojej siostrze w polowaniu! Teraz nie będzie na to szans. Chyba że jakoś się z tąd wydostanie. Szybka reakcja i skok na jeden ze śliskich kamieni prawie zakończył by się kolejnym upadkiem, gdyby nie Kiara, która w ostatniej chwili złapała brata za łapę.
- Trzymaj się Kion! - zawołała, po czym energicznie wyciągnęła brata na brzeg.
- Dzięki Kiara, jesteś mega. - uśmiechnął się Kion.
Jednak po jego zapytaniu dotyczącego polowania, i usłyszeniu twierdzącej odpowiedzi, uśmiech spełz mu z twarzy. Ponuro podreptał do jaskini, i nie zaskoczył go zbytnio widok jego matki, oznajmiającej że czas na kąpiel. Pokornie dał się wyczyścić. Nala, zauważając jego nie zadowoloną minę, stwierdziła, że w nagrodę poprosi Kiarę, jak wróci z polowania, o parę sztuczek. Uradowany Kion postanowił podczas oczekiwania odwiedzić starego kumpla, Bungę. Jak zwykle z radością ruszyli w pościg za owocem, zakończonym wielkim wylądowaniem w błocie.
- Mama nie będzie zachwycona - mruknął książe.
- Przesadzasz! - uśmiechnął się Bunga, po raz kolejny skacząc do kałuży.
Słońce powoli chyliło się ku zachodowi, gdy Kiara wróciła z lwicami i kilkoma upolowanymi zwierzętami. Kovu postanowił również dopomóc Kionowi w nauce polowań.
- Zaczniemy od najprostszych rzeczy - stwierdziła Kiara. - Spójrz, delikatnie stąpam nisko nad ziemią, tak chicho, jak tylko się da. Gdy masz już ofiarę na oku, skaczesz, wbijając jej kły w szyję. Jasne?
Po czym Kiara sprezentowała ten układ na Kovu. Niestety kompletnie wszystko jej się pomyliło i hukiem uderzyła o twardą, piaszczystą ziemię.
Kion w między czasie, wracał uradowany z upolowanym żukiem. Kiara popatrzyła z zazdrością na swojego brata i zwijającego się ze śmiechu Kovu.
- Czas wracać do domu - uśmiechnęła się i wszyscy podreptali w stronę lwiej skały, i zachodzącemu słońcu.